poniedziałek, 29 lipca 2013

Aglio e olio, czyli kolejna propozycja na szybki i smaczny lunch



Aglio e olio,  czyli kolejna propozycja na szybki i smaczny lunch

Jak podaje Wikipedia spaghetti aglio e olio pochodzi z regionu Abruzzo skąd danie rozprzestrzeniło się na cały kraj.
Nie wiem, kiedy pierwszy raz spróbowałam tej prostej i pysznej potrawy, ale co jakiś czas do niej wracam, zwłaszcza, gdy można kupić świeżą, pachnącą pietruszkę.
Wikipedia: Spaghetti aglio e olio ("spaghetti with garlic and oil" in Italian) is a traditional Italian pasta dish, said to originate traditionally from the region of Abruzzo, although it is popular across the country.
Usually served with spaghetti, the sauce is made by lightly sauteeing minced or pressed garlic in olive oil, sometimes with the addition of dried red chilli flakes. Finely chopped parsley can also be added as a garnish, along with grated parmesan or pecorino cheese, although according to some traditional recipes, cheese should not be added.
Składniki:
Oliwa z oliwek
Pęczek pietruszki
Czosnek (kilka ząbków)
Makaron spaghetti (ja używam pełnoziarnistego)
Żółty ser do posypania najlepiej parmezan, (choć w oryginalnym przepisie nie ma o nim mowy).    
Ewentualnie można dodać płatki chili, ja je dodaję ponieważ je uwielbiam:)
W dużym garnku gotujemy wodę na makaron z dodatkiem odrobiny soli i w tym samym czasie na patelni podgrzewamy oliwę. Na oliwie szklimy czosnek, dodajemy ugotowany makaron, poszatkowaną pietruszką, doprawiamy płatkami chili, posypujemy parmezanem. Smacznego.


niedziela, 28 lipca 2013

Łatwe w przygotowaniu noodles, czyli obiad w 10 minut




Łatwe w przygotowaniu noodles, czyli obiad w 10 minut.
Pogoda w tym roku wyjątkowo dopisuje. Wolę przebywać na zewnątrz niż gotować. Noodles to sycący i łatwy w przygotowaniu obiad, który można przygotować w kilka minut.
Składniki:
Średnia cebula
Oliwa z oliwek
Kilka ząbków czosnku
Duża łyżka dobrej jakości Pesto
Puszka tuńczyka
Sos sojowy
Płatki chili
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz
Makaron noodles, wybieram z domieszką pełnoziarnistej mąki.

W woku podgrzewam oliwę z oliwek, szklę na niej cebulę i czosnek, dodaję tuńczyk (ogień ma być mały, szklę cebulę nie smażę jej). W tym samym czasie w osolonej wodzie gotuję noodles (moje gotowały się cztery minuty), odcedzam, noodles dodaję do cebuli i tuńczyka na woku. Mieszam dodaję Pesto, sos sojowy, płatki chili  i pieprz do smaku. Przekładam do misek i posypuję dobrej jakości żółtym serem startym na tarce. Można ozdobić świeżymi ziołami.

niedziela, 14 lipca 2013

Polska południowo-wschodnia i Lwów








Polska południowo-wschodnia i Lwów.
Wracając w rodzinne strony postanowiliśmy pojechać również do Lwowa. W czasie zeszłorocznych wakacji wybrałam się do tego miasta z polską wycieczką i przewodnikiem, tym razem postanowiliśmy podróżować tak, jak mieszkający za granicą Ukraińcy czy Polacy. Do przejścia granicznego w Medyce dotarliśmy samochodem, który zostawiliśmy na parkingu a następnie przejściem dla pieszych przekroczyliśmy granicę.
Przejście w Medyce robi na mnie straszne wrażenie, kamery, siatki, korytarze wytyczające przejścia. Spracowane i zniszczone życiem Ukrainki sprzedają alkohol i papierosy (słyszałam, że mówią „wódka, papierosy, seks”) blisko parkingu po polskiej stronie. Zupełnie inny świat, zupełnie inna granica niż wszystkie te lotniska, które są przystankami dla podróżujących po Europie turystów. Do Lwowa wybraliśmy się z trzyletnim synem, przez co obejrzeliśmy o wiele mniej niż zamierzaliśmy.  Dziecko na kolanach, gdy jechaliśmy straszliwie brudnym, niesprzątanym w środku busem, przywołało wspomnienie momentu, gdy wzięłam go pierwszy raz na ręce…. Małe dziecko jest czyste niczym biała kartka, po prostu się rodzi nie wybierając, po stronie, jakiej granicy. Wschodnie obrzeża Polski oddzielają światy i choć wszędzie jest źle być biednym to na pierwszy rzut oka widać, że być biednym na Ukrainie jest o wiele gorzej niż być biednym w Polsce.  Poruszając się po krajach Unii przystanek na granicy jest przykrym obowiązkiem podróżujących, czasem przeznaczonym na nerwowe wyciąganie dowodów i samolotowych biletów, plastikową kanapkę w barze, upomnienie niegrzecznych dzieci, które nie rozumieją, o co tu chodzi i chcą pobiegać, kolejkę w toalecie, kawę w budce. Granica w Medyce to zderzenie dwóch światów, to przypomnienie reżimu i totalitaryzmu, dla których jednostka nie ma znaczenia. Nie ma tu mowy o komforcie podróżujących a w drodze powrotnej trzeba otwierać plecaki i pokazywać czy nie ma się kilku paczek „ruskich papierosów”, na których przemytnik mógłby zarobić ok. 3 złotych na paczuszce.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od cmentarza łyczakowskiego (najstarszej nekropoli Lwowa, założonej w 1786 roku, miejscu pochówku wielu zasłużonych dla Polski i Ukrainy ludzi). Po Lwowie poruszaliśmy się piechotą i tramwajami. Piękne stare kamienice, niektóre odrestaurowane, ale większość nie.  Ludzie handlują tu na ulicy owocami, warzywami, cukierkami, pieczywem i ku radości dzieci kilku sprzedawców oferowało małe pisklaki, które wyglądały z pudełek ciekawe świata i głodne powietrza. Są też stragany, jeden z książkami i starociami, drugi z ubraniami, biżuterią i chyba wszystkim, co można kupić na bazarze (spotkałam nawet panią z miniaturową świnką na smyczy oferującą jej sprzedaż, zdjęcie osoby ze świnką pozwoliłaby zrobić za 10 hrywien, sama świnka taniejJ). Wschód miesza się tu z tęsknotą za nowoczesnym zachodem. Klasyczne, piękne mimo upływu lat kamienice szpecą głupie, jaskrawe reklamy przyklejane przez właścicieli sklepów, ale kogo interesuje estetyka, jeśli trzeba zarobić na życie. Właściciele restauracji w centrum serwują klientom europejskie ceny za w większości bez serca i duszy przygotowywane potrawy a’la Włochy (osobiście widziałam kartę, w której było napisane: homemade pasta with tomato and mozzarella sauce, 280 hrywien za 100 g czyli około 100 złotych za talerzyk makaronu z sosem pomidorowym). Chciałabym się mylić i napisać, ze można zjeść dobrze i w przystępnej cenie, ale tym razem nie miałam szczęścia do restauracji. Dobre jedzenie w niskich cenach kupić można od ulicznych sprzedawców i jeść w drodze. Lwów to na pierwszy rzut oka i luksus i bieda, nowe landlowery jeżdżą ulicami w towarzystwie przerdzewiałych samochodów z poprzedniej epoki, monumentalne kamienice sąsiadują z ruderami, które przerażają ciemnymi oknami. Różnorodność jest tu wszechobecna a najpiękniejsze, według mnie, jest we Lwowie to, że jest to miasto wielu kultur, co widać praktycznie na każdym rogu ulicy.
Dla mnie perłą jest przepiękna katedra ormiańska, która na wszystkich zwiedzających robi ogromne wrażenie. W historii Lwowa znamienną rolę odgrywała kolonia ormiańska. Pierwsi Ormianie osiedli we Lwowie jeszcze przed lokacją miasta. Na jego obszarze działali kupcy greccy, żydowscy, włoscy i ormiańscy. Jestem pewna, że zawsze odwiedzając Lwów odwiedzę i tę katedrę.