Polska
południowo-wschodnia i Lwów.
Wracając
w rodzinne strony postanowiliśmy pojechać również do Lwowa. W czasie
zeszłorocznych wakacji wybrałam się do tego miasta z polską wycieczką i
przewodnikiem, tym razem postanowiliśmy podróżować tak, jak mieszkający za
granicą Ukraińcy czy Polacy. Do przejścia granicznego w Medyce dotarliśmy
samochodem, który zostawiliśmy na parkingu a następnie przejściem dla pieszych
przekroczyliśmy granicę.
Przejście
w Medyce robi na mnie straszne wrażenie, kamery, siatki, korytarze wytyczające
przejścia. Spracowane i zniszczone życiem Ukrainki sprzedają alkohol i
papierosy (słyszałam, że mówią „wódka, papierosy, seks”) blisko parkingu po
polskiej stronie. Zupełnie inny świat, zupełnie inna granica niż wszystkie te
lotniska, które są przystankami dla podróżujących po Europie turystów. Do Lwowa
wybraliśmy się z trzyletnim synem, przez co obejrzeliśmy o wiele mniej niż
zamierzaliśmy. Dziecko na kolanach, gdy
jechaliśmy straszliwie brudnym, niesprzątanym w środku busem, przywołało
wspomnienie momentu, gdy wzięłam go pierwszy raz na ręce…. Małe dziecko jest
czyste niczym biała kartka, po prostu się rodzi nie wybierając, po stronie,
jakiej granicy. Wschodnie obrzeża Polski oddzielają światy i choć wszędzie jest
źle być biednym to na pierwszy rzut oka widać, że być biednym na Ukrainie jest
o wiele gorzej niż być biednym w Polsce. Poruszając się po krajach Unii przystanek na
granicy jest przykrym obowiązkiem podróżujących, czasem przeznaczonym na
nerwowe wyciąganie dowodów i samolotowych biletów, plastikową kanapkę w barze, upomnienie
niegrzecznych dzieci, które nie rozumieją, o co tu chodzi i chcą pobiegać, kolejkę
w toalecie, kawę w budce. Granica w Medyce to zderzenie dwóch światów, to
przypomnienie reżimu i totalitaryzmu, dla których jednostka nie ma znaczenia.
Nie ma tu mowy o komforcie podróżujących a w drodze powrotnej trzeba otwierać
plecaki i pokazywać czy nie ma się kilku paczek „ruskich papierosów”, na
których przemytnik mógłby zarobić ok. 3 złotych na paczuszce.
Zwiedzanie
rozpoczęliśmy od cmentarza łyczakowskiego (najstarszej nekropoli Lwowa,
założonej w 1786 roku, miejscu pochówku wielu zasłużonych dla Polski i Ukrainy
ludzi). Po Lwowie poruszaliśmy się piechotą i tramwajami. Piękne stare
kamienice, niektóre odrestaurowane, ale większość nie. Ludzie handlują tu na ulicy owocami,
warzywami, cukierkami, pieczywem i ku radości dzieci kilku sprzedawców oferowało
małe pisklaki, które wyglądały z pudełek ciekawe świata i głodne powietrza. Są
też stragany, jeden z książkami i starociami, drugi z ubraniami, biżuterią i
chyba wszystkim, co można kupić na bazarze (spotkałam nawet panią z miniaturową
świnką na smyczy oferującą jej sprzedaż, zdjęcie osoby ze świnką pozwoliłaby
zrobić za 10 hrywien, sama świnka taniejJ). Wschód miesza się tu z
tęsknotą za nowoczesnym zachodem. Klasyczne, piękne mimo upływu lat kamienice
szpecą głupie, jaskrawe reklamy przyklejane przez właścicieli sklepów, ale kogo
interesuje estetyka, jeśli trzeba zarobić na życie. Właściciele restauracji w
centrum serwują klientom europejskie ceny za w większości bez serca i duszy
przygotowywane potrawy a’la Włochy (osobiście widziałam kartę, w której było
napisane: homemade pasta with tomato and
mozzarella sauce, 280 hrywien za 100 g czyli około 100 złotych za talerzyk
makaronu z sosem pomidorowym). Chciałabym się mylić i napisać, ze można zjeść
dobrze i w przystępnej cenie, ale tym razem nie miałam szczęścia do
restauracji. Dobre jedzenie w niskich cenach kupić można od ulicznych
sprzedawców i jeść w drodze. Lwów to na pierwszy rzut oka i luksus i bieda,
nowe landlowery jeżdżą ulicami w towarzystwie przerdzewiałych samochodów z
poprzedniej epoki, monumentalne kamienice sąsiadują z ruderami, które
przerażają ciemnymi oknami. Różnorodność jest tu wszechobecna a najpiękniejsze,
według mnie, jest we Lwowie to, że jest to miasto wielu kultur, co widać
praktycznie na każdym rogu ulicy.
Dla mnie perłą jest przepiękna katedra ormiańska, która na wszystkich zwiedzających
robi ogromne wrażenie. W historii Lwowa znamienną rolę odgrywała kolonia
ormiańska. Pierwsi Ormianie osiedli we Lwowie jeszcze przed lokacją miasta. Na
jego obszarze działali kupcy greccy, żydowscy, włoscy i ormiańscy. Jestem
pewna, że zawsze odwiedzając Lwów odwiedzę i tę katedrę.